Nowojorskie kaniony
Wstajemy dość wcześnie – Wojtek umówił się około godziny 6 na rozmowę telefoniczną z klientem, a ja sam wstaję półtorej godziny później, głównie ze względu na zimne powietrze wiejące mi przez lufcik w głowę.
Jedyne co zostało Wojtkowi do jedzenia to tapioka, bułki, dżem i masło orzechowe, ale w tak małej ilości, że wychodzimy na miasto dość głodni. Okazuje się, że mieszkamy w okolicy zamieszkiwanej przez Dominikańczyków, a po drugiej stronie ulicy mieści się szkoła podstawowa.
Wsiadamy w metro by udać się w okolice Lincoln Center for the Performing Arts.
Stamtąd wzdłuż Broadwayu przez Columbus Circle, gdzie znajduje się Trump International Hotel and Tower oraz gdzie udaje mi się sfotografować człowieka do złudzenia przypominającego Roberta Planta, i jakby tego było mało ubranego w skórzaną kurtkę z wszywką Led Zeppelin na karku.
Dalej przez 55 ulicę i Aleję Ameryk (zwaną jednak przez nowojorczyków aleją szóstą, jak to wynikałoby z ich kolejności) idziemy w kierunku Rockefeller Center. Drugie śniadanie jemy w Wendy’s, jest to jedna z największych (po McDonalds i Burger Kingu) sieci fast foodów; praktycznie do końca wyjazdu żartujemy, że nie jemy „makdonaldów”. Jako że wprost uwielbiam boczek, urzeka mnie kanapka o wdzięcznej nazwie Baconator, składająca się z dwóch kotletów przekładanych bekonem i plastrami sera z dodatkiem keczupu i majonezu.
Pogoda zbytnio nie dopisuje, raz kropi deszcz by za chwilę przestać i znowu się rozpadać. W drodze na taras obserwacyjny GE Building mijamy Time & Life Building oraz Radio City Music Hall. Co ciekawe, chodnik przed tym pierwszym, jak również posadzka w lobby zostały zaprojektowane na wzór przypominający serpentynowe chodniki położone wzdłuż plaży Copacabana w Rio de Janeiro. Natomiast wnętrze tego drugiego, zaprojektowane w stylu art déco oraz rokoko, zostało w 1978 roku okrzyknięte jednym z najważniejszych punktów charakterystycznych miasta.
Jedną z rzeczy, które momentalnie rzucają się w oczy to spotykane praktycznie na każdym kroku flagi amerykańskie. Znajdują się one dosłownie wszędzie – na masztach, na ścianach i dachach budynków oraz w ich wnętrzach, u ludzi na ubraniach i na samochodach.
Jako, że Broadway słynie głównie z teatrów, plakaty nad wyraz mocno zachęcają do obejrzenia widowisk takich jak Chicago, Jersey Boys czy Phantom of the Opera. Niestety ceny zwalają z nóg, więc postanawiamy sobie tym razem darować.
Niecałe pół godziny po wyjechaniu na Top of the Rock deszcz rozpadał się na dobre, robię Wojtkowi pamiątkowe zdjęcie z The Empire State Building w tle po czym wracamy zrobić zakupy i odpocząć do mieszkania. Późnym popołudniem udaję się do sklepu po laptopa, który potrzebny mi jest do pracy (tak, praktycznie przez cały wyjazd pracowałem) i do końca dnia nigdzie już się nie ruszamy.
cdn.